Później tyle razy
wracał do tego wydarzenia. Początkowo z niedowierzaniem, potem z ogromnym żalem
do samego siebie. Niewątpliwie to co miało się za chwilę wydarzyć pomieszało wszystkie
ścieżki jego życia.
Warta
przebiegała jak każdego dnia, tu w sumie i tak nigdy nic się nie działo. Chyba,
że masz ochotę na pogawędkę z dziadkiem Rogelio, który jak zawsze łaził w tę i
z powrotem i wymieniał ploty z innymi ludźmi. Anioły w sumie nigdy ich nie
rozumiały. Bezsensownie naiwni, głupi, cieszący się z byle powodu, a jednak
żeby tu trafić musieli sobie przecież zasłużyć i to mocno. Stary Rogelio skinął
Aniołowi, przechodząc obok niego, Anioł z właściwym sobie kamiennym wyrazem
twarzy odprowadzał go wzrokiem ze zdziwieniem odkrywając, że dziadzio
codziennie się z nim wita, jakby nie zauważając, że ten nigdy mu nie
odpowiedział. Po chwili znów zrobiło się całkiem pusto i cicho.
Niebo geograficznie istnieje i nie istnieje jednocześnie. Główny dziedziniec ma 12 drzwi, każdy z nich prowadzi do osobnego pomieszczenia zamieszkiwanego przez Zbawionych. Dzielą się więc oni na 12 grup, według swoich zasług na Ziemi. Każdy z nich jest tu szczęśliwy, bez względu na to jak dobry, czy zły był kiedyś. Niebo to coś jak poczekalnia dla VIP'ów. Czekasz na koniec świata po którym ma nastąpić twoje Zmartwychwstanie. Wtedy nikt nie będzie stary, schorowany czy pryszczaty, będziemy idealną wersją samych siebie. Gdyby modelki o tym wiedziały…
Anioł stał wyprostowany, obie dłonie opierał na szerokim, masywnym łuku. Wpatrywał się w bezkres przestrzeni wokół, jego wyczulony słuch zdążył zarejestrować szmer lekko opadających butów o posadzkę tuż za nim. Odwrócił się gwałtownie. Lata szkolenia wykształciły u niego mechaniczne odruchy. Człowiek nie byłby w stanie zauważyć wszystkich jego ruchów, były zbyt szybkie. W ułamku sekundy gotowy do walki. Stał przed nim Upadły. Nienaturalna czerń jego oczu była dobrze widoczna na białej skórze, wyglądającej jak półprzezroczysta błona naciągnięta na spalone wnętrzności. Nie miał broni, nie miał zbroi, był ubrany w zwykły czarny garnitur. Był sam.
Niebo geograficznie istnieje i nie istnieje jednocześnie. Główny dziedziniec ma 12 drzwi, każdy z nich prowadzi do osobnego pomieszczenia zamieszkiwanego przez Zbawionych. Dzielą się więc oni na 12 grup, według swoich zasług na Ziemi. Każdy z nich jest tu szczęśliwy, bez względu na to jak dobry, czy zły był kiedyś. Niebo to coś jak poczekalnia dla VIP'ów. Czekasz na koniec świata po którym ma nastąpić twoje Zmartwychwstanie. Wtedy nikt nie będzie stary, schorowany czy pryszczaty, będziemy idealną wersją samych siebie. Gdyby modelki o tym wiedziały…
Anioł stał wyprostowany, obie dłonie opierał na szerokim, masywnym łuku. Wpatrywał się w bezkres przestrzeni wokół, jego wyczulony słuch zdążył zarejestrować szmer lekko opadających butów o posadzkę tuż za nim. Odwrócił się gwałtownie. Lata szkolenia wykształciły u niego mechaniczne odruchy. Człowiek nie byłby w stanie zauważyć wszystkich jego ruchów, były zbyt szybkie. W ułamku sekundy gotowy do walki. Stał przed nim Upadły. Nienaturalna czerń jego oczu była dobrze widoczna na białej skórze, wyglądającej jak półprzezroczysta błona naciągnięta na spalone wnętrzności. Nie miał broni, nie miał zbroi, był ubrany w zwykły czarny garnitur. Był sam.
- Witaj. Przyszedłem po swoją
własność - oznajmił
– Twój Szef bardzo dobrze wie o co mi chodzi, wpuść mnie do niego, a
może nawet pozwolę Ci żyć, aniołeczku.
- Mówisz jakbyś nie wiedział jak działa
to miejsce – zaśmiał się Anioł – Tu nie masz żadnej władzy, przyszedłeś
nieuzbrojony, więc może to ja daruję Ci życie, jeśli grzecznie wrócisz tam,
skąd przyszedłeś.
Anioł
w rzeczywistości był bardzo zdziwiony gościem. Wbrew prawom rządzącym tym
wymiarem Niebo nie mogło być odwiedzone przez Upadłego bez eskortujących go
strażników. Co się z nimi stało? Anioły nie miały w zwyczaju wyrażać
jakichkolwiek emocji, więc twarz tego również była jak wyrzeźbiona z marmuru.
Co do Demona, leniwy uśmiech błąkał się na jego twarzy.
- Wielmożny Aniele, mam wrażenie, że
chcesz mnie o coś zapytać. - powiedział oglądając swoje idealnie spiłowane paznokcie.
- Nie ze mną będziesz rozmawiał. Odwróć
się i idź przodem do komnat dla gości Twojego gatunku. Moi bracia i Widzący już
pewnie nie mogą się Ciebie doczekać. – teraz Anioł się uśmiechnął – Co,
zapomniałeś już drogę?
- Pamiętam ją aż za dobrze. Kiedyś byłem
tak samo naiwny jak ty. Ach, młodzieńcze lata, dobrze, że z wiekiem przychodzi
także mądrość i w porę znalazłem godniejszych sojuszników, niż… To.
Szybciej niż wynosi
czas reakcji, nawet tej anielskiej, demon wyciągnął zza pleców pokaźny nóż. Był
to ludzki nóż, szeroki i zwyczajny. Czymś takim ciężko byłoby posługiwać się w
normalnej walce, ale Anioł już wyczuł, że coś jest mocno nie tak. Teoretycznie
Upadli byli zawsze silniejsi fizycznie, ale Wysocy przewyższali ich zwinnością
i sprytem. Anioł błyskawicznie złożył skrzydła i podciął przeciwnikowi nogi,
nóż wbił się twardą powierzchnię posadzki, tuż obok jego boku. Demon był
niezwykle silny, nawet jak na standardy swojej rasy, walka wręcz była dla
Anioła poniekąd samobójstwem, był tego świadom. Przetaczając się próbował więc
tak nakierować starcie aby znaleźć się jak najbliżej swojego łuku. Demon
zaatakował uderzając w brzuch a potem w twarz. Anioł słabł z każdym kolejnym
ciosem. Użył całej siły woli i ciała aby znaleźć się jak najdalej przeciwnika.
Udało się. Już prawie dosięgnął swojej broni, gdy poczuł pulsujące szarpnięcie
w boku. Jego ciało przeszedł skurcz z bólu. Zobaczył długie i głębokie cięcie,
wiedział, że niewiele czasu pozostało mu zanim straci przytomność. Ale w tym
czasie coś zaczęło się trząść i walić. W miejscu gdzie wcześniej Demon wbił
ostrze powstała świetlista otchłań, część skały na której powstało pęknięcie
powoli zawalała się do nicości. Prawdopodobnie spowodowało to gwałtowne wyszarpnięcie
noża. Anielski łuk za kilka sekund miał spaść również. Jego właściciel pod
wpływem nagłego impulsu uderzył całą nagromadzoną siłą w przeciwnika, aby dać
sobie dodatkowy czas i pobiegł ratować broń. Później wielokrotnie zastanawiał
się dlaczego właściwie przyszło do głowy akurat ratowanie łuku, ale w trakcie
walki niektóre rzeczy dzieją się zbyt szybko. Był już prawie u celu, gdy przewrócił
się na plamie krwi, jakich było tu wiele i upadając ześlizgnął się w otchłań
razem z łukiem. Zdążyło go dopaść jeszcze jedno cięcie w ramie. Ostatnie co
zarejestrował to, że przeciwnik został na górze, a dziura przez którą spadł,
sama się zasklepia w szybkim tempie. Twarz Demona wyrażała kompletna
dezorientację. Anioł pomyślał, że śmierć w walce to dobra śmierć , a każde
przeznaczenie zawsze się wypełnia. Choć nie miał pojęcia jak wytłumaczyć
wtargnięcie Upadłego, jego bracia powinni dać sobie radę z intruzem, o to był spokojny.
Nowa fala bólu nie
miała już znaczenia, ponieważ jego świadomość odpłynęła, a ciało leciało
bezwładnie w dół…