JZA: PROLOG

Później tyle razy wracał do tego wydarzenia. Początkowo z niedowierzaniem, potem z ogromnym żalem do samego siebie. Niewątpliwie to co miało się za chwilę wydarzyć pomieszało wszystkie ścieżki jego życia.
                Warta przebiegała jak każdego dnia, tu w sumie i tak nigdy nic się nie działo. Chyba, że masz ochotę na pogawędkę z dziadkiem Rogelio, który jak zawsze łaził w tę i z powrotem i wymieniał ploty z innymi ludźmi. Anioły w sumie nigdy ich nie rozumiały. Bezsensownie naiwni, głupi, cieszący się z byle powodu, a jednak żeby tu trafić musieli sobie przecież zasłużyć i to mocno. Stary Rogelio skinął Aniołowi, przechodząc obok niego, Anioł z właściwym sobie kamiennym wyrazem twarzy odprowadzał go wzrokiem ze zdziwieniem odkrywając, że dziadzio codziennie się z nim wita, jakby nie zauważając, że ten nigdy mu nie odpowiedział. Po chwili znów zrobiło się całkiem pusto i cicho.
Niebo geograficznie istnieje i nie istnieje jednocześnie. Główny dziedziniec ma 12 drzwi, każdy z nich prowadzi do osobnego pomieszczenia zamieszkiwanego przez Zbawionych. Dzielą się więc oni na 12 grup, według swoich zasług na Ziemi. Każdy z nich jest tu szczęśliwy, bez względu na to jak dobry, czy zły był kiedyś. Niebo to coś jak poczekalnia dla VIP'ów. Czekasz na koniec świata po którym ma nastąpić twoje Zmartwychwstanie. Wtedy nikt nie będzie stary, schorowany czy pryszczaty, będziemy idealną wersją samych siebie. Gdyby modelki o tym wiedziały…
                Anioł stał wyprostowany, obie dłonie opierał na szerokim, masywnym łuku. Wpatrywał się w bezkres przestrzeni wokół, jego wyczulony słuch zdążył zarejestrować szmer lekko opadających butów o posadzkę tuż za nim. Odwrócił się gwałtownie. Lata szkolenia wykształciły u niego mechaniczne odruchy. Człowiek nie byłby w stanie zauważyć wszystkich jego ruchów, były zbyt szybkie. W ułamku sekundy gotowy do walki. Stał przed nim Upadły. Nienaturalna czerń jego oczu była dobrze widoczna na białej skórze, wyglądającej jak półprzezroczysta błona naciągnięta na spalone wnętrzności. Nie miał broni, nie miał zbroi, był ubrany w zwykły czarny garnitur. Był sam.
- Witaj. Przyszedłem po swoją własność  -  oznajmił  – Twój Szef bardzo dobrze wie o co mi chodzi, wpuść mnie do niego, a może nawet pozwolę Ci żyć, aniołeczku.
- Mówisz jakbyś nie wiedział jak działa to miejsce – zaśmiał się Anioł – Tu nie masz żadnej władzy, przyszedłeś nieuzbrojony, więc może to ja daruję Ci życie, jeśli grzecznie wrócisz tam, skąd przyszedłeś.
                Anioł w rzeczywistości był bardzo zdziwiony gościem. Wbrew prawom rządzącym tym wymiarem Niebo nie mogło być odwiedzone przez Upadłego bez eskortujących go strażników. Co się z nimi stało? Anioły nie miały w zwyczaju wyrażać jakichkolwiek emocji, więc twarz tego również była jak wyrzeźbiona z marmuru. Co do Demona, leniwy uśmiech błąkał się na jego twarzy.
- Wielmożny Aniele, mam wrażenie, że chcesz mnie o coś zapytać. - powiedział oglądając swoje idealnie spiłowane paznokcie.
- Nie ze mną będziesz rozmawiał. Odwróć się i idź przodem do komnat dla gości Twojego gatunku. Moi bracia i Widzący już pewnie nie mogą się Ciebie doczekać. – teraz Anioł się uśmiechnął – Co, zapomniałeś już drogę?
- Pamiętam ją aż za dobrze. Kiedyś byłem tak samo naiwny jak ty. Ach, młodzieńcze lata, dobrze, że z wiekiem przychodzi także mądrość i w porę znalazłem godniejszych sojuszników, niż… To.
Szybciej niż wynosi czas reakcji, nawet tej anielskiej, demon wyciągnął zza pleców pokaźny nóż. Był to ludzki nóż, szeroki i zwyczajny. Czymś takim ciężko byłoby posługiwać się w normalnej walce, ale Anioł już wyczuł, że coś jest mocno nie tak. Teoretycznie Upadli byli zawsze silniejsi fizycznie, ale Wysocy przewyższali ich zwinnością i sprytem. Anioł błyskawicznie złożył skrzydła i podciął przeciwnikowi nogi, nóż wbił się twardą powierzchnię posadzki, tuż obok jego boku. Demon był niezwykle silny, nawet jak na standardy swojej rasy, walka wręcz była dla Anioła poniekąd samobójstwem, był tego świadom. Przetaczając się próbował więc tak nakierować starcie aby znaleźć się jak najbliżej swojego łuku. Demon zaatakował uderzając w brzuch a potem w twarz. Anioł słabł z każdym kolejnym ciosem. Użył całej siły woli i ciała aby znaleźć się jak najdalej przeciwnika. Udało się. Już prawie dosięgnął swojej broni, gdy poczuł pulsujące szarpnięcie w boku. Jego ciało przeszedł skurcz z bólu. Zobaczył długie i głębokie cięcie, wiedział, że niewiele czasu pozostało mu zanim straci przytomność. Ale w tym czasie coś zaczęło się trząść i walić. W miejscu gdzie wcześniej Demon wbił ostrze powstała świetlista otchłań, część skały na której powstało pęknięcie powoli zawalała się do nicości. Prawdopodobnie spowodowało to gwałtowne wyszarpnięcie noża. Anielski łuk za kilka sekund miał spaść również. Jego właściciel pod wpływem nagłego impulsu uderzył całą nagromadzoną siłą w przeciwnika, aby dać sobie dodatkowy czas i pobiegł ratować broń. Później wielokrotnie zastanawiał się dlaczego właściwie przyszło do głowy akurat ratowanie łuku, ale w trakcie walki niektóre rzeczy dzieją się zbyt szybko. Był już prawie u celu, gdy przewrócił się na plamie krwi, jakich było tu wiele i upadając ześlizgnął się w otchłań razem z łukiem. Zdążyło go dopaść jeszcze jedno cięcie w ramie. Ostatnie co zarejestrował to, że przeciwnik został na górze, a dziura przez którą spadł, sama się zasklepia w szybkim tempie. Twarz Demona wyrażała kompletna dezorientację. Anioł pomyślał, że śmierć w walce to dobra śmierć , a każde przeznaczenie zawsze się wypełnia. Choć nie miał pojęcia jak wytłumaczyć wtargnięcie Upadłego, jego bracia powinni dać sobie radę z intruzem, o to był spokojny.


Nowa fala bólu nie miała już znaczenia, ponieważ jego świadomość odpłynęła, a ciało leciało bezwładnie w dół…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli skomentujesz, to jedna Kinga na świecie będzie bardziej uśmiechnięta :) Dziękuję.